Większość ludzi umarła. Jeśli nie w czasie wojny, to w wyniku późniejszych jej efektów i szalejącej magii. Z tego wniosek, że nacje... Również powinny przestać istnieć? A jednak coś ich nadal trzyma przy życiu. Ciężko stwierdzić, czy był w tym jakiś większy cel, czy to zbieg okoliczności, lecz magia nie dała personifikacjom umrzeć. Sprawiła, że stali się niezależni od ludzi. Są wolni. Całkowicie wolni od ludzi i... Zależni od magii. W chwili obecnej nieśmiertelność oraz zdolność nacji do szybkiej regeneracji uwarunkowane są odległością od źródła energii magicznej. W momencie gdy umrą, znajdując się blisko kryształu, wkrótce nastąpi ich odrodzenie. Rany zadane w obrębie aury wygoją się dość szybko. Im jednak dalej od kryształu czy artefaktów, tym obrażenia goją się wolniej. Tempo odnowy spada aż do prędkości, z jaką goi się ludzkie ciało. A gdy odległość wciąż rośnie? Rany zaczynają się jątrzyć, ropieć i mogą pojawić się choroby wywołane zanieczyszczeniami, w rodzaju tężca. Czas potrzebny na odrodzenie wydłuża się. Istnieje ryzyko, że śmierć zbyt daleko od jakiegokolwiek źródła magii sprawi, iż nacja nie powróci do życia. Z oczywistych względów nikt tego nie sprawdzał.
Nacje, pomimo zdolności do szybszego leczenia ran i długowieczności, nadal muszą jeść, pić oraz spać. Nie są samowystarczalni. Najprościej tutaj porównać ciało personifikacji do maszyny wykonanej z niezwykle wytrzymałego materiału. Nie zużywa się, działa idealnie przez cały czas, lecz potrzebuje paliwa. Nawet najwspanialsze urządzenie, bez dostarczanej jej energii, nie wykona żadnej pracy.
Jedzenie można zdobyć w różny sposób. Stworzyć je z kryształu (przy okazji zużywając jego energię), upolować potwory (których mięso jest jadalne), lub hodować rośliny w szklarni. Czasem dzikie warzywa mogą pojawić się w parku bądź na polach dookoła miasta.
Także wszelkie procesy gojenia się przebiegają w ludzki sposób. Pojawia się strup, potem owy odpada i zostaje blizna. Która zanika po pewnym czasie, zależnym od tego, jak blisko kryształu nacja się trzyma oraz cech jej ciała, na które magia nie ma wpływu.
Chociaż nie testowano największej odległości od źródła magii, w jakiej można umrzeć i się odrodzić, próbowano za to przenieść ludzi do miasteczka. Kilka grupek ocalałych cywilów, znalezionych po jaskiniach, przetransportowano w obręb aury. W przeciwieństwie do umysłów zwierząt, psychika ludzi nie była tak wrażliwa na magię. Nie rzucali się z zębami na wszystko, co się ruszało, ani mózgi nie wypłynęły im uszami. Nie zwariowali... Od razu. Z czasem jednak zauważalne były postępujące objawy „kuku na muniu”. Najszybciej wśród tych, którzy znajdowali się najbliżej aktywnego kryształu. Z dnia na dzień coraz większy ból sprawiało im przebywanie w mieście i uciekali, gdy tylko mieli okazję. Słuch po nich zaginął. Stopniowo szaleństwo rzucało się także na umysły ludzi mieszkających na obrzeżach. Wkrótce i oni zniknęli. Ostała się tylko trójka, która znacząco odbiega od normy.
Wysnuto teorię, że kryształ – prócz aury – emituje jeszcze dodatkową magię. Z istnienia owej personifikacje nie zdawały sobie sprawy, gdyż nie miała na nich wpływu. Możliwe, że jak urządzenia przy pracy wydzielają ciepło, tak kryształ jakąś niewidoczną, niewyczuwalną dla nacji energię. Efekt uboczny? Prawdopodobnie, gdyby powiększyć aurę i odsunąć osiedla ludzkie od kryształu, efekty działania magii nie byłyby aż problematyczne. Niestety, zabrakło ludzi do przetestowania tego...
UWAGA! Proces uniezależniania od ludzi mógł być nieprzyjemny bądź niesamowicie bolesny. Dokładny przebieg był inny dla każdej nacji.